Fikcja konstytucyjnego trójpodziału władzy

Mają Konstytucję, która mówi "podział", a oni czytają "połączenie"

  • 0
  • 0
  • 0
© Image Copyrights Title

Podział władz to polityczna manipulacja.


W polskiej Konstytucji, w artykule 10, jest napisane: "Ustrój Rzeczypospolitej Polskiej opiera się na podziale i równowadze władzy ustawodawczej, władzy wykonawczej oraz władzy sądowniczej".
Proste słowa. Podział to rozdzielność – jedna władza nie powinna być drugą.
Równowaga to kontrola – jedna trzyma drugą w ryzach. Ale w Polsce poseł może być ministrem, a minister posłem.

Jak to się ma do Konstytucji?

Słowo "podział" nie jest skomplikowane.
Jeśli dzielisz coś na części, to każda jest osobna.
W Konstytucji nie  ma literalnego zakazu, żeby poseł był ministrem lub urzędnikiem administracji  rządowej.
Ale zapamiętajmy - jest słowo "podział".

Art. 103 mówi, że poseł nie może być sędzią czy prezydentem, ale o ministrze nic.
Politycy uznali, że skoro nie ma zakazu, to wolno.
I tak od 1997 roku robią z posłów ministrów, tłumacząc, że to normalne w systemie parlamentarnym.
Faktycznie w Wielkiej Brytanii  tak jest, tylko tam nie ma konstytucji, więc nikt nie pyta, czy to łamie zasady.
W Polsce konstytucja jest, a zasady są rozmyte.

Równowaga brzmi dobrze, ale jak ją zmierzyć?
Sejm ma kontrolować rząd – wotum nieufności, pytania, debaty. Tyle że poseł-minister głosuje za sobą samym.
Jeśli wszyscy posłowie – 460 – staliby się ministrami lub urzędnikami rządowymi, kto by kogo kontrolował?
Sejm i rząd byłyby tym samym. To nie równowaga, to brak różnicy.
Konstytucja mówi o podziale i równowadze, a politycy robią z tego jedną władzę w dwóch budynkach.

Politycy nie łamią litery Konstytucji, bo ona im literalnie nie zabrania łączyć funkcji.
Ale jest sens słów "podział" i "równowaga".
Jeśli podział miał być rozdzielnością, a równowaga kontrolą, to oni ten sens gubią.
Znaczenie słowa "podział" w zdroworozsądkowym myśleniu oznacza rozdzielność – coś jest albo po jednej, albo po drugiej stronie, bez możliwości łączenia. W kontekście klasycznej teorii podziału władz Monteskiusza taki wniosek jest słuszny: podział władz powinien oznaczać, że osoby sprawujące funkcje w jednej władzy nie uczestniczą w innej, aby zapewnić ich niezależność i wzajemną kontrolę.
W codziennym języku "podział" oznacza rozdzielenie na odrębne kategorie – np. podział na płcie, kolory czy rodzaje toalet zakłada, że coś należy do jednej grupy i nie może jednocześnie należeć do drugiej. Jeśli Konstytucja w art. 10 mówi o "podziale władzy ustawodawczej, wykonawczej oraz sądowniczej", naturalną interpretacją byłoby, że każda z tych władz jest osobną kategorią,
a osoby działające w jednej nie powinny działać w innej. W takim ujęciu brak zakazu łączenia funkcji posła i ministra mógłby być postrzegany jako sprzeczność z samą ideą "podziału" – bo jeśli ktoś jest jednocześnie posłem i ministrem, to narusza granicę między władzą ustawodawczą a wykonawczą.
Osobiste powiązanie ministrów z parlamentem może osłabiać skuteczność kontroli, zwłaszcza w sytuacjach, gdy interes rządu
i parlamentu większościowego się pokrywają. W systemie, gdzie ministrowie nie mogliby być posłami (np. w USA, gdzie członkowie Kongresu nie mogą pełnić funkcji w administracji), kontrola byłaby bardziej wyraźna, bo legislatura byłaby personalnie oddzielona od egzekutywy.

W Wielkiej Brytanii brak konstytucji pozwala na takie rzeczy, u nas konstytucja stawia wymagania.
Dlaczego więc politycy wolą interpretację, która im pasuje?
Bo to wygodne. Łatwiej rządzić, kiedy Sejm i rząd to ta sama ekipa.
Politycy, którzy od 1997 roku robiąc z posłów ministrów i tłumacząc to systemem parlamentarnym – nie łamią litery Konstytucji, bo ona im tego nie zabrania. Ale jeśli "podział" miał znaczyć rozdzielność, a "równowaga" kontrolę, to ich interpretacja gwałci sens tych słów. W Wielkiej Brytanii ministrowie też są w parlamencie, ale tam nie ma konstytucji, która stawiałaby wymagania podziału.
W Polsce jest – i to różnica. U nas politycy nie mają wymówki, że to tylko tradycja.
Mają Konstytucję, która mówi "podział", a oni czytają "połączenie".

Czy to przestępstwo?
W sądzie nie, bo litera prawa ich nie ściga.
Ale w praktyce? Jeśli Konstytucja miała chronić przed koncentracją władzy, a oni tę władzę koncentrują, to coś jest nie tak.
Nie chodzi o to, co Konstytucja pozwala, tylko o to, co politycy z niej robią.
Podział i równowaga to nie zabawki dla polityków, tylko zasady dla ludzi.

Pytanie brzmi: kto tu służy komu?

Wolność wystawiona na sprzedaż
poprzedni Wolność wystawiona na sprzedaż
 
Popularne artykuły
Komentarze 0
Każdy komentarz wnosi coś cennego! Czy zgadzasz się z przedstawionymi w artykule opiniami? Dołącz do dyskusji i podziel się swoimi przemyśleniami w komentarzach!