Czy spłacenie kredytu hipotecznego oznacza, że jesteś właścicielem swojego domu?

Własność w dzisiejszym świecie to umowa – między tobą a systemem, który, jak gangsterzy zbierający czynsze, nieustannie wymaga swojej części.

  • 0
  • 0
  • 0
© Image Copyrights Title


Spłacenie kredytu hipotecznego to dla wielu osób moment przełomowy – zakończenie wieloletnich zobowiązań wobec banku, symbol wolności i sukcesu. Teoretycznie, gdy ostatnia rata znika z konta, można by sądzić, że dom staje się w pełni „twój”. Ale czy na pewno? Czy brak długu wobec banku oznacza pełną własność? Odpowiedź nie jest tak oczywista, jak mogłoby się wydawać. Nawet po spłacie kredytu hipotecznego twoja własność pozostaje ograniczona, a kluczowym elementem tej układanki jest państwo i jego narzędzie w postaci podatków od nieruchomości.

Własność kojarzy się z pełną kontrolą – prawem do użytkowania, zmieniania czy nawet niszczenia swojej posiadłości bez ingerencji innych.
W przypadku nieruchomości ta wizja szybko ustępuje miejsca rzeczywistości. Spłacenie kredytu hipotecznego eliminuje bank jako wierzyciela, ale nie usuwa innego „wspólnika” – rządu. Podatki od nieruchomości, które musisz regularnie opłacać, są wyraźnym sygnałem, że twoja własność nie jest absolutna. Co się stanie, jeśli odmówisz ich płacenia? Szybko przekonasz się, że państwo dysponuje narzędziami do egzekwowania swoich praw – od kar finansowych, przez zajęcie majątku, aż po ostateczne odebranie domu. To dowodzi, że w praktyce nie jesteś pełnoprawnym właścicielem, lecz raczej kimś, kto „wynajmuje” swoją nieruchomość od państwa, płacąc za to obowiązkową daninę.

Ta perspektywa może wydawać się przygnębiająca, ale odzwierciedla sposób, w jaki współczesne systemy prawne traktują własność. Własność prywatna, choć chroniona, nigdy nie jest bezwarunkowa. Państwa narzucają właścicielom obowiązki, takie jak podatki czy regulacje użytkowania ziemi, co pokazuje, że twój dom pozostaje w pewnej zależności od interesu publicznego. Historycznie rzecz biorąc, jest to kontynuacja feudalizmu – czasów, gdy ziemia należała do władcy, a poddani jedynie ją dzierżawili. Współczesne podatki od nieruchomości są przedłużeniem tego modelu, przypominając, że ziemia, na której stoi twój dom, nigdy nie staje się w pełni „twoja” w sensie praktycznym czy filozoficznym. System, który wymaga swojej części, działa tu jak gangsterzy zbierający czynsze w swojej dzielnicy – płacisz, bo musisz, a niepłacenie oznacza kłopoty, niezależnie od tego, jak bardzo uważasz dom za swój.

W tym kontekście warto przyjrzeć się katolickiemu nauczaniu, które często podkreśla „święte prawo własności” jako dar od Boga i fundament sprawiedliwego społeczeństwa. W teorii brzmi to wzniosłe – własność jest przedstawiana jako nienaruszalna wartość moralna. W praktyce jednak to nauczanie okazuje się manipulacją i zaciemnieniem rzeczywistego obrazu. Kościół, głosząc świętość własności, pomija fakt, że w realiach świeckich systemów prawnych własność nigdy nie jest absolutna. Podatki i regulacje państwowe, niczym haracze wymuszane przez gangsterów, podważają tę idealistyczną wizję, a historyczne powiązania Kościoła z feudalnymi strukturami władzy dodatkowo komplikują narrację. W efekcie katolicka retoryka o własności staje się bardziej narzędziem ideologicznym niż odzwierciedleniem codziennego doświadczenia ludzi, którzy zmagają się z ograniczeniami narzucanymi przez państwo.

Często argumentuje się, że podatki od nieruchomości służą finansowaniu lokalnych potrzeb – szkół, dróg czy straży pożarnej. Jednak te potrzeby powinny być pokrywane z innych źródeł, takich jak opłaty za usługi czy podatki ogólne, a nie z daniny nałożonej na sam fakt posiadania domu. Obecny system sprawia, że podatek od nieruchomości staje się niesprawiedliwym obciążeniem, które podważa ideę własności. Co więcej, istnieje jeszcze bardziej drastyczne zagrożenie – podatek katastralny. W przeciwieństwie do obecnego podatku od nieruchomości, który opiera się na stałych stawkach, podatek katastralny byłby uzależniony od wartości rynkowej domu. Taki mechanizm to jeszcze większy zamach na własność, ponieważ:
naraża właścicieli na rosnące koszty w miarę wzrostu cen nieruchomości, często niezależnie od ich dochodów;
-zmienia dom z miejsca życia w obiekt spekulacji podatkowej;
-sprawia, że posiadanie domu staje się luksusem, na który coraz trudniej sobie pozwolić.

W tym świetle spłacenie kredytu hipotecznego, choć jest krokiem ku niezależności, nie daje pełnej wolności. Być może bardziej trafne jest stwierdzenie, że przestajesz być najemcą banku, ale stajesz się „najemcą” państwa – instytucji, która, niczym gangsterzy w swojej dzielnicy, nieustannie przypomina o swojej obecności i żąda zapłaty. W najlepszym razie posiadasz prawo do użytkowania swojego domu – prawo ważne,
ale obwarowane warunkami, które mogą się zaostrzać, jeśli systemy podatkowe, takie jak podatek katastralny, zyskają na znaczeniu.

Czy to oznacza, że spłacenie kredytu hipotecznego traci sens? Nie, ale potraktuj to w ten sposób: zamiast płacić dwóm gangsterom – bankowi i państwu – płacisz teraz tylko jednemu. To wciąż ogromne osiągnięcie, które daje większą kontrolę nad swoim życiem i zmniejsza liczbę „wspólników” żądających swojej części. Jednak pełna własność, rozumiana jako nieskrępowana suwerenność nad nieruchomością, pozostaje mrzonką. Katolicka wizja „świętego prawa własności” może brzmieć pięknie, ale w starciu z rzeczywistością podatków od nieruchomości i widmem podatku katastralnego okazuje się oderwana od prawdy. Własność w dzisiejszym świecie to umowa – między tobą a systemem, który, jak gangsterzy zbierający czynsze, nieustannie wymaga swojej części. Być może prawdziwa wolność posiadania domu jest utopią, a my wszyscy jesteśmy jedynie dzierżawcami na ziemi, którą nazywamy swoją. A którą zawłaszczyły państwa-osoby prawne.

Wolność wystawiona na sprzedaż
poprzedni Wolność wystawiona na sprzedaż
 
Popularne artykuły
Komentarze 0
Każdy komentarz wnosi coś cennego! Czy zgadzasz się z przedstawionymi w artykule opiniami? Dołącz do dyskusji i podziel się swoimi przemyśleniami w komentarzach!