Na pewno znacie te historie spod znaku „co by było, gdyby” – Rzesza wygrywa II wojnę światową, USA klepie po plecach nazistowskie Niemcy, a świat skręca w zupełnie inną stronę. Alternatywne historie mają swój urok, więc zainspirowany – choć bez hollywoodzkiego rozmachu i literackiego polotu Philipa K. Dicka – postanowiłem rzucić okiem na losy naszych przodków pod zaborami pruskim i austriackim, gdyby car Aleksander I w 1815 roku nie stworzył dla siebie Królestwa Polskiego. Bez tej namiastki państwowości, bez tego – jak się okaże – paradoksalnego prezentu, jak wyglądałaby polskość? Czy w ogóle by przetrwała?
Bezpośrednim impulsem do tej zabawy w „co by było” była teza komentatora @puuuq, która wpadła mi w oko w niedzielę, 30 marca 2025 roku, o 10:25:31. Napisał: „W każdej okupowanej części Polski Polacy zachowali swoją tożsamość, a nie tylko w części rosyjskiej, czyli żaden paradoks Królestwa Polskiego nie istnieje”. Trwał przy swoim jak skała. Moja sobotnia odpowiedź – że odrzucenie znaczenia Królestwa wymaga pokazania, jak polskość przetrwałaby bez powstań, romantyzmu, pracy organicznej Dmowskiego czy Świętochowskiego, bez inspiracji dla Witosa w Galicji, w obliczu brutalnej germanizacji i austriackiej kontroli sprzed 1867 roku – najwyraźniej go nie przekonała. Napisałem: „Fakty wskazują inaczej: Królestwo, mimo antypolskich intencji Rosji, stało się paradoksalnym katalizatorem polskości. Emocje czy subiektywne odczucia nie obalą tej tezy – potrzebne źródła i analiza. To nie gloryfikacja Rosji, lecz ukłon wobec polskich wysiłków, które wykorzystały jej niezamierzony ‚prezent’”. Cisza. Żadnego kontrargumentu, żadnego dowodu, że bez Królestwa Polacy zachowaliby tożsamość na tyle mocną, by w 1918 roku zagospodarować państwowość.
Milczenie @puuuq i wielu czytelników, którzy – jak mniemam – też kręcili nosem na„bzdurę o paradoksie systemowym" pchnęło mnie do tego eksperymentu.
Skoro nie tylko @puuuq uznał moje słowa za naciągane, rzuciłem się w wir wyobraźni: jak wyglądałby XIX wiek bez decyzji cara Aleksandra I? Bez Królestwa Polskiego – tej przestrzeni, która, choć ułomna, dawała Polakom punkt zaczepienia, kadrę, iskrę. Mam nadzieję, że nie nadużyję cierpliwości czytelników – znanych i nieznanych – w tej podróży po alternatywnej historii, gdzie polskość walczy o oddech w pruskich kleszczach i austriackiej złotej klatce. Bo jeśli Królestwo było katalizatorem, to bez niego – czy zostałby choć cień narodu, który w 1918 roku mógłby chwycić niepodległość i ją udźwignąć? Odpowiedź moja brzmi jak zimny prysznic: raczej nie. A wasza?
Wyobraźmy sobie XIX wiek bez Królestwa Polskiego – żadnego śladu autonomii z 1815 roku, żadnego sztandaru, choćby pod zaborczym butem. Polacy w zaborach pruskim i austriackim budzą się w otchłani, bez latarni, która w realnej historii rzucałaby cień nadziei. Jak wyglądałaby ich tożsamość? Czy wykrzesaliby ogień oporu, czy rozpadliby się w pruskiej machinie germanizacji i austriackiej mozaice narodów? Czy stałaby się westchnieniem garstki zapaleńców, nie krzykiem narodu. Strajk dzieci we Wrześni, tajne nauczanie, pióra Wyspiańskiego? Czy te zrywy miałyby szansę się narodzić – gdy brakowało sensu, tlenu, korzeni?
Spójrzmy na Niklotowiczów – najstarszą dynastię słowiańską Obodrzyców, która mimo lokalnej władzy zniemczyła się całkowicie, bo nie miała żadnej autonomii. Polacy rozbici na Kujawiaków, Ślązaków, Mazurów, Kociewiaków, poszliby tą samą ścieżką – lokalne plemiona bez siły, by stworzyć przeciwwagę.
Niklotowicze: dynastia, która zgasła bez autonomii
Ród Obodrzyców z Meklemburgii, najstarsza dynastia słowiańska. Niklot w XII wieku rzucał wyzwanie krzyżowcom, wygrał w 1147 roku – słowiański lew w pełnej krasie. Ale jego potomkowie? Bez autonomii, bez własnej państwowości, pod presją saskich książąt zniemczyli się w ciągu pokoleń. Ich krew płynęła w dynastii Meklemburgów, ale język, kultura, tożsamość? Roztopiły się w niemieckim morzu. Nawet lokalna władza nie wystarczyła – bez rodzimej struktury państwowej Niklotowicze zgaśli w cieniu. Czy to nie obraz Polaków bez Królestwa – brak ostoi to wyrok na zapomnienie?
Zabór pruski: Polskość bez korzeni – Kujawiacy, Mazurzy, Kociewiacy toną w pustce
W zaborze pruskim germanizacja to huragan – wyrywa wszystko z korzeniami. Jaki mamy dowod, że polskość może istnieć? Szkoły po niemiecku, kazania po niemiecku, ziemia zabierana przez Komisję Kolonizacyjną. Chłopi – Kujawiacy z równin, Mazurzy z bagien, Kociewiacy z lasów – nie śnią o RON. To dla nich pańszczyzna, nie wolność. Pamiętajmy, ze rozważamy XIX wiek bez Królestwa, które dawało etaty polskiej administracji. Czym dysponujemy? Zostaje gwara i zwyczaje – ale Prusy je dławią.
Katolicyzm? Nie scala. Kulturkampf Bismarcka wbija klin – niemieckie modły, niemieccy księża. Strajk we Wrześni? W realnym świecie dzieci buntowały się, bo Królestwo przypominało, że polskość żyje. Bez niego – cisza. Tajne nauczanie? Kto miałby uczyć Mazurów czy Kociewiaków o Polsce, której nie było? Każdy etnos tonie sam – podzieleni, w pruskiej kulturze politycznej, nie wytwarzają siły. Niklotowicze zniemczyli się bez autonomii. Łużyczanie, Kaszubi, Pomorzanie z Lubeki – rozmyli się w niemieckim tyglu, bo nie mieli latarni. Kujawiacy, Mazurzy, Kociewiacy bez Królestwa? To samo – polskość rozpada się na strzępy, chłopi idą do fabryk, elity snują bajki bez echa. „Jeśli nie my, to nasze dzieci…”? Nikt tego nie szepcze – nie ma po co.
Zabór austriacki: Polskość w złotej klatce – Ślązacy i Galicjanie bez narodowego ognia
Galicja to inny świat – po 1867 roku autonomia daje nadzieję: polskie szkoły, teatry, uniwersytety. Ale bez Królestwa nie byłoby rywalizacji o poziom, gdyby polskość gdzie indziej nie istniała. Ślązacy w Cieszynie, chłopi pod Krakowem – dziękują cesarzowi za uwłaszczenie w 1848 roku. RON-Rzeczpospolita Obojga Narodów? Obcy mit. Bez Królestwa polskość zostaje w chałupach – w pieśniach, w wycinankach – ale nie scala narodu.
Kościół? Katolicyzm austriacki nie niesie polskiej krwi – to cesarstwo wielu ludów, wspólny ołtarz. Bez Królestwa nie ma impulsu, by zrobić z niego bastion. Wyspiański i Wesele? Żył echem Królestwa – bez tego jego pióro nie miałoby paliwa. Ujejski i Chorał? Bez wizji to krzyk w pustkę. Ślązacy, Galicjanie – każdy etnos żyje swoim rytmem, ale w austriackiej klatce nie tworzą przeciwwagi. Niklotowicze zanikli bez autonomii – Galicja ma namiastkę, ale bez Królestwa to za mało. Pomorzanie z Rugii? Zniemczeni w średniowieczu, bez ostoi – dziś to niemieckie wsie ze słowiańskimi nazwami. Ślązacy i Galicjanie bez Królestwa? Polskość błyszczy lokalnie – ale bez narodowego ognia. „Nasze dzieci odzyskają wolność”? Mrzonka poetów - niewielu zresztą- nie mas.
1918: Polska bez kadr
Przenieśmy się do 1918 roku. W realnej historii carskie Królestwo Polskie, zredukowane do Kraju Przywiślańskiego po 1867 roku, zostawiło spuściznę – urzędników, nauczycieli, prawników wychowanych w polskiej administracji, nawet pod carskim okiem. To oni w 1918 roku zbudowali odrodzoną Polskę. Akt 5 listopada 1916 roku – niemiecka obietnica, o ironio, „Królestwa Polskiego” – był wydmuszką, ale carskie kadry były realne.
Ale rozważamy XIX wiek-nie ma Królestwa, carskiego kaprysu. W zaborze pruskim Kujawiacy, Mazurzy, Kociewiacy – zniemczeni, wykształceni po niemiecku, pracują w Berlinie. Kto miałby budować polską administrację? Garstka idealistów bez praktyki? W Galicji autonomia daje polskich nauczycieli i urzędników – ale ich horyzonty są prowincjonalne, nie państwowe, bo to był monopol Wiednia. Brakuje ludzi z doświadczeniem w zarządzaniu większym państwem. Niklotowicze nie zostawili kadr – ich zniemczona dynastia nie miała komu przekazać władzy. Polacy bez Królestwa w 1918 roku staliby przed pustką – bez elit z praktyką, bez łącznika między zaborami. Odzyskanie niepodległości mogłoby być cudem, ale budowa państwa? Kadrowa pustynia.
Psychologiczne zgliszcza: Bez Królestwa nie ma spoiwa
Bez Królestwa nici polskości – pamięć, bunt, marzenia – rozpadają się jak popiół. W Prusach gniew na germanizację mógłby zaiskrzyć – ale Kujawiacy, Mazurzy, Kociewiacy, każdy sam, bez celu, gasną w odosobnieniu. W Galicji swoboda tka kulturę – ale Ślązacy i chłopi nie splatają się w naród, tylko w wyspy. Chłopi nie mają sentymentu do RON, nie widzą Polski, której nie znają. Elity marzą, ale bez mas to wydmuszki.
Niklotowicze, Łużyczanie, Kaszubi, Pomorzanie z Lubeki – rozmyli się, bo nie mieli autonomii. Kujawiacy, Ślązacy, Mazurzy, Kociewiacy bez Królestwa? To samo – podzieleni na zabory, wchłonięci przez obce kultury, nie mieli siły, by stworzyć przeciwwagę. Strajk we Wrześni, tajne szkoły, patriotyczne pióra? Nie – te zrywy żyły Królestwem. Bez niego nie ma „po co”.
PRL-owski paradoks i niemiecka UE
A teraz refleksja – kpią z PRL, plują na komunizm, wyciągają represje wobec AK-owskiego podziemia. I słusznie – krew, gułagi, cenzura. Ale czy bez PRL powstałby jednolity naród polski? Przed 1945 rokiem Polska to coś złożonego z wielu różnorodnych elementów, które niekoniecznie tworzą spójną całość – taki miszmasz, układanka – Ukraińcy, Żydzi, Niemcy, Białorusini, Litwini. PRL, brutalnie i z moskiewskim błogosławieństwem, przepędził mniejszości: Żydów z urzędów po 1956, Ukraińców w Akcji „Wisła”, Niemców w wysiedleniach. Zostaliśmy sami – jednolici jak nigdy. Administracja? Nowoczesna, scentralizowana – i tu ponownie paradoks: wykorzystała kadry wychowane w carskiej Przywiślańskiej autonomii, te same, które przetrwały z Królestwa. Bez PRL polskość mogłaby zostać wielobarwną mozaiką – piękną, ale słabą, bez spoiwa.
A dziś? Niemiecka UE – sarkazm aż kipi. Ile z niej płynie wsparcia dla polskości? Fundusze na drogi, owszem, ale kultura? Tożsamość? Bruksela wtłacza nam unijną papkę – „europejskość” ponad narodem. Niemcy znów dyktują ton, jak w Prusach XIX wieku, tylko miękko – euro zamiast bagnetów. Bez PRL-owskiego monolitu polskość mogłaby się rozmyć w tym tyglu – ironicznie, to komunistyczny młot dał nam tarczę. Królestwo Polskie zbudowało kadry, PRL je scementował – a UE? Śmieje się w kułak, licząc, ile z nas wyciśnie.
Ile z tego, co przypisuje się Polakom w zaborze pruskim i austriackim, mogłoby zaistnieć bez owocu kongresu wiedeńskiego w 1815 roku?
Czy uprawdopodobniłem, bo przecież altenatywnego "gdybania" nie da się udowodnić, że bez Kongresówki polska tożsamość w XIX wieku nie miałaby szans? W Prusach germanizacja rozbija ją na Kujawiaków, Mazurów, Kociewiaków – każdy etnos znika w swoim kącie, jak Niklotowicze czy Pomorzanie z Lubeki. W Galicji Ślązacy i Galicjanie błyszczą lokalnie – ale bez narodowego płomienia. Niklotowicze mieli władzę, mieli krew – ale bez autonomii zniemczyli się w pył, gasnąc w cieniu, jak najstarsza dynastia Słowian. Polskość bez Królestwa to okruchy przy ognisku, nie mur na placu. W 1918 roku Polska mogłaby powstać – ale z kim? Bez kadr z Królestwa – pustka. A dziś? PRL, choć znienawidzony, dał jedność i strukturę – UE daje kasę, ale czy polskość? „Po co?” – pytali chłopi, idąc do pruskich fabryk, pytali inteligenci idąc do wiedeńskich biur.
Ostry finisz
Bez Królestwa Polskiego nie było odpowiedzi – pytanie „po co kultywować polskość?” wisiałoby w powietrzu jak mgła nad pruskimi bagnami czy galicyjskimi wzgórzami, bez echa, bez sensu. Bez PRL moglibyśmy tej odpowiedzi szukać w niemieckim cieniu po dziś dzień – rozmyci, rozbici, z tożsamością zszytą z łatek, które nie trzymają się kupy. Szukamy dowodów? Rzućmy okiem na III RP – czy nie jest aby zwierciadłem losów Polaków pod dyktaturą niemiecką, tyle że w miękkiej wersji, z unijnym logo zamiast pruskiego orła? Administracja, przemysł, kultura – wszystko, co dziś mamy, zawdzięczamy splotom historii, w których Królestwo i PRL odegrały role, jakich nie doceniamy, kpiąc z nich przy piwie czy gapiąc się bezmyślnie w Twittera.
Weźmy administrację – w realnej historii carskie Królestwo Polskie, nawet jako Kraj Przywiślański po 1867 roku, wykuło kadry: urzędników, nauczycieli, prawników, którzy w 1918 roku chwycili stery odrodzonej Polski. W zaborze pruskim Kujawiacy, Mazurzy, Kociewiacy – zniemczeni, wykształceni po niemiecku – klepaliby raporty dla Berlina, nie dla Warszawy. W Galicji urzędnicy z autonomii mieliby lokalny dryg, ale brakowałoby im narodowego rozmachu. III RP korzysta z tego dziedzictwa – struktury państwa, choć czasem kulejące, stoją na fundamencie, który bez Królestwa byłby piaskiem, a bez PRL – ruiną. A jednak kpimy: „PRL to obciach, komuna, szarość”. Może i tak, ale bez tej szarości nie byłoby biało-czerwonej jedności.
A przemysł? Warto pamiętać o Łodzi, Warszawie, Częstochowie – tych pulsujących żyłach XIX-wiecznej gospodarki, które rozkwitły w cieniu Królestwa Polskiego. Łódź, „polski Manchester”, tkała fortune na krosnach, bo carska autonomia dała jej rynek i oddech – mimo rosyjskich ceł i ograniczeń. Warszawa, stolica Królestwa, kipiała życiem – fabryki, handel, inteligencja. Częstochowa, z jej hutami i warsztatami, też zawdzięcza rozwój temu, że Królestwo stworzyło przestrzeń dla polskiej pracy organicznej. Bez Królestwa Łódź mogłaby być zapyziałą dziurą pod pruską granicą, Warszawa – prowincjonalnym miastem bez polotu, a Częstochowa – senną mieściną bez fabryk. PRL wzięło ten przemysłowy szkielet i wtłoczyło w niego nowoczesność – brutalnie, ale skutecznie. III RP wciąż żre z tego tortu – choć fabryki już podupadły, a kadry i infrastruktura są już cieniem peerlowskiego znaczenia.
I co z tego mamy teraz? Niemiecka UE – sarkazm aż się prosi. Fundusze na autostrady? Jasne, bierzemy. Ale wsparcie dla polskości? Śmiech na sali. Bruksela serwuje nam „europejskość” – gładką, bezsmakową papkę, gdzie narody mają być trybikami w niemieckiej maszynie, tyle że bez bagnetów, za to z euro i uśmiechem kiedyś Angeli Merkel, dziś Ursuli von der Leyen w tle. III RP, ze swoją administracją i przemysłem, trzyma się dzięki Królestwu i PRL – ale czy nie przypomina czasem Polaków pod pruską czy austriacką dyktaturą? Pragmatyzm, uległość, praca dla obcego kapitału – tylko zamiast Bismarcka mamy Berlin w garniturze. Bez Królestwa nie byłoby iskry, bez PRL – jedności. A UE? Daje kasę, ale polskość rozwadnia – ironicznie, to komunistyczny beton i carska autonomia dały nam zbroję, której dziś nie doceniamy.
Szukamy dowodów? III RP to lustro – odbija nasze słabości, ale i siłę, którą zawdzięczamy tym „przeklętym” epokom. Królestwo dało kadry i przemysł, PRL – jednolity naród, bez mniejszości, które kiedyś były siłą, a czasem balastem. Bez nich bylibyśmy może bardziej kolorowi, ale słabsi – rozszarpani między niemieckim cieniem a unijną utopią.
Kpimy z PRL, potępiamy Królestwo jako rosyjskie zabawki – ale bez nich moglibyśmy dziś pytać „po co?”, patrząc na polskość jak na wyblakły obraz, którego nikt nie chciałby powiesić na ścianie.
Historyczna fantazja- losy Polaków bez Królestwa Polskiego
Postanowiłem rzucić okiem na losy naszych przodków pod zaborami pruskim i austriackim, gdyby car Aleksander I w 1815 roku nie stworzył dla siebie Królestwa Polskiego. Bez tej namiastki państwowości, bez tego – jak się okaże – paradoksalnego prezentu, jak wyglądałaby polskość? Czy w ogóle by przetrwała?
poniedziałek, 31 marca 2025 r.- 1
- 0
- 0