Czy nauka wypracowała jakąś teorię, która pomoże mądrzej zachować się w czasie wyborów demokratycznych? Tak, istnieje podejście Kahnemana i Tversky’ego – mechanizm perspektywy – które pokazuje, jak w niepewności kierujemy się stratami i zyskami. Kluczowa zasada? Straty bolą bardziej niż zyski cieszą. Jeśli nie jesteś w 100% przekonany do swojego kandydata, głosowanie w wyborach prezydenckich to ryzykowny krok, w którym więcej tracisz, niż możesz ugrać. Nie zmieniasz systemu, nie budujesz lepszej Polski – tylko podbijasz frekwencję, dając przepustkę machinie, która odbiera ci godność, drenuje portfel przez inflację i szykuje kolejne ciosy, jak podatek katastralny. Warto się na to pisać? Historia Polski pokazuje, że takie dylematy nie są nowe.
Zasada jest prosta: strata waży więcej. Nie mając pełnego przekonania, oddajesz głos, który kosztuje cię czas, energię i poczucie wpływu. Twój wybór znika w masie, a system, który nakręcasz swoją obecnością, robi swoje. Co tracisz? Konkrety – inflacja, jak w latach 90., gdy hiperinflacja zżerała oszczędności Polaków, już teraz pomniejsza twoją kasę, a podatek katastralny, o którym mówi się od dekad, może być następny. Zysk? Mglisty. Szansa, że twój głos coś zmieni, jest znikoma, a nadzieja, że kandydat sprosta oczekiwaniom, to loteria – spójrz na wybory 1995 roku, gdy Kwaśniewski wygrał z Wałęsą. Wielu głosowało z wahaniem, a potem żałowało, bo obietnice z kampanii rozmyły się w rzeczywistości.
Model perspektywy tłumaczy też, jak oceniamy ryzyko. Nie będąc w 100% pewnym, możesz sobie wmawiać, że twój głos coś daje – że "mniejsze zło" się sprawdzi. Ale realia są inne: wpływ jednego głosu to iluzja, za to frekwencja to fakt, który władza wykorzysta, by krzyknąć: "Popierają nas!". Weźmy wybory 2005 roku – Kaczyński kontra Tusk. Część wyborców poszła na urny bez entuzjazmu, byle zablokować przeciwnika, a frekwencja (niespełna 50%) i tak dała mandat do rządzenia. Niepewni swojego wyboru stali się trybem w maszynie, która potem windowała podatki i dzieliła społeczeństwo.
Historia Polski pokazuje też, że mechanizm Kahnemana działa: ludzie głosują częściej przeciw komuś niż za kimś. Awersja do strat – unikanie bólu – jest silniejsza niż pogoń za zyskiem. W 1990 roku, gdy Wałęsa walczył z Tymińskim, wielu poszło na wybory nie z miłości do "Lecha", ale z obawy przed "czarnym koniem" z Peru. Strach przed nieznanym zmobilizował bardziej niż wizja solidarnościowego raju. To samo w 2015 roku – Duda wygrał, bo wyborcy PiS chcieli zablokować Komorowskiego, a niekoniecznie śnili o "dobrej zmianie". Negatywne emocje napędzają urny, bo straty – realne czy wyolbrzymione – są dla nas bliższe niż obietnice.
Koncepcja perspektywy radzi: unikaj ryzyka, gdy zysk jest niepewny. Jeśli nie masz 100% pewności, głosowanie to hazard z wysoką ceną – twoją godnością i kasą. Zostając w domu, stawiasz na ochronę: nie dajesz systemowi swojego podpisu. Inflacja, jak po transformacji ustrojowej, nie pyta o zgodę, podatek katastralny, który wraca w debatach jak bumerang, też nie – po co więc dawać im mandat frekwencją? W 1989 roku frekwencja w pierwszych wolnych wyborach była wysoka (62%), ale wielu głosowało z rozpędu, nie wierząc w kandydatów – efekt? System się ugruntował, a zwykli ludzie dostali rachunek w postaci "terapii szokowej" Balcerowicza.
Ktoś krzyknie: "Nie głosujesz, inni zdecydują!". Nonsens. Bez pełnej pewności co do kandydata, twój głos nie zatrzyma systemu – tylko go napędzi. Abstynencja to decyzja: nie popieram czegoś, co mnie krzywdzi. Wysoka frekwencja to dla władzy sygnał, że wszystko gra – nawet jeśli głosowałeś z wahaniem, a nie z przekonaniem. W 2019 roku frekwencja skoczyła do 61%, ale ilu poszło na urny bez wiary, tylko by "coś zrobić"? System podziękował i dalej robi swoje.
Krótko i ostro: jeśli nie jesteś w 100% pewien swojego kandydata, głosowanie to strata – czasu, godności, pieniędzy. Dajesz systemowi paliwo, by dalej cię doił – inflacją dziś, podatkami jutro. Historia Polski, od Wałęsy po Dudę, uczy, że wahanie przy urnie kończy się rachunkiem dla ciebie, nie dla władzy.Naukowa teoria perspektywy podpowiada: w takiej grze lepiej odpuścić.
Nieobecność, gdy nie masz 100% pewności, to nie przegrana, a rachunek – nie firmujesz czegoś, co i tak cię niszczy. System weźmie, co chce, ale nie musi mieć twojej zgody.